Nie wiem jak to się dzieje, ale widzę, że mam coraz mniej zdjęć Marty. Musimy wziąć się w garść i coś z tym zrobić, bo jak dalej tak pójdzie, to nie będę miała co tutaj pokazywać...
13. Niestety zdjęcia brak :(
14. Biedne chore dzieciątko. Martę dopadło przeziębienie i dla ukojenia podrażnionej skóry na nosku stosowaliśmy kojący krem. Widać dawaliśmy go za mało, bo Marciątko musiało podziałać na własną rękę i nałożyć go sobie nieco więcej i nie tylko na nosek ;)
15. Przyjemne niedzielne późne popołudnie w ogrodzie u pradziadka. O ile dobrze pamiętam jest to jeden pierwszych razów, kiedy Marta bez histerii zniosła zasłanianie oczka plasterkiem. Nadal nie jest z tym idealnie, ale zawsze mogło być gorzej ;) Szkoda, że tak małemu dziecku trudno jeszcze wytłumaczyć pewne sprawy...
Pozdrawiam serdecznie,
Janka
środa, 31 maja 2017
piątek, 19 maja 2017
Sówka z filcu
Wszystkiemu winna jest Mikaglo :) Tak, tak! Najpierw origami modułowe, a teraz filc. Jakoś wcześniej nie interesowałam się żadną techniką, wymagającą użycia igły i nitki, ale podglądając jej superowe prace, przyszła mi nagle ochota na małego filcaczka.
Pierwszą myślą była mała zielona żabcia. Szukając jednak w sieci jakiegoś szablonu i podpowiedzi jak się za ten cały filc zabrać, natrafiłam na taki FILMIK i od razu zmieniłam zdanie - na pierwszy ogień poszła sowa.
Ostatni kontakt z szyciem miałam chyba w podstawówce, a trzeba przyznać, że było to już dobrych kilka lat temu. No dobra, kilkanaście...Albo nawet ponad dwadzieścia? Normalnie nie wierzę :D
Szczerze mówiąc nie byłam przekonana czy pokazywać mojego małego filcusia tutaj na blogu, bo idealny to on nie jest ;) Ale wpadło mi w oko wyzwanie szyciowe w Art - piaskownicy i pomyślałam dlaczego by nie? Wprawdzie wiele zgłoszonych tam prac to pełna profeska i w ogóle, ale dla mnie sówka jest the best, bo naprawdę jestem z niej dumna. I najważniejsze, że Córci też się podoba, normalnie miałam problem z ostatnim szwem, bo mała już mi ją wyrywała z rąk, musiałam uważać żeby nie dziabnąć jej igłą ;)
Na koniec powiem, że sówcia z pewnością nie jest ostatnia i doczeka się jakiegoś ptasiego lub nieptasiego towarzystwa.
Korzystając z ładnej pogody, filcaczek załapał się na dwie sesje zdjęciowe - poranną oraz w promieniach zachodzącego słońca :)
I jeszcze oficjalne zgłoszenie do wyzwania:
Na tym blogu jeszcze tego nie robiłam, więc przypominam o moim candy :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jania
Pierwszą myślą była mała zielona żabcia. Szukając jednak w sieci jakiegoś szablonu i podpowiedzi jak się za ten cały filc zabrać, natrafiłam na taki FILMIK i od razu zmieniłam zdanie - na pierwszy ogień poszła sowa.
Ostatni kontakt z szyciem miałam chyba w podstawówce, a trzeba przyznać, że było to już dobrych kilka lat temu. No dobra, kilkanaście...Albo nawet ponad dwadzieścia? Normalnie nie wierzę :D
Szczerze mówiąc nie byłam przekonana czy pokazywać mojego małego filcusia tutaj na blogu, bo idealny to on nie jest ;) Ale wpadło mi w oko wyzwanie szyciowe w Art - piaskownicy i pomyślałam dlaczego by nie? Wprawdzie wiele zgłoszonych tam prac to pełna profeska i w ogóle, ale dla mnie sówka jest the best, bo naprawdę jestem z niej dumna. I najważniejsze, że Córci też się podoba, normalnie miałam problem z ostatnim szwem, bo mała już mi ją wyrywała z rąk, musiałam uważać żeby nie dziabnąć jej igłą ;)
Na koniec powiem, że sówcia z pewnością nie jest ostatnia i doczeka się jakiegoś ptasiego lub nieptasiego towarzystwa.
Korzystając z ładnej pogody, filcaczek załapał się na dwie sesje zdjęciowe - poranną oraz w promieniach zachodzącego słońca :)
Najpierw dwa zdjęcia w prawie naturalnym środowisku, tj. na drzewie :)
Teraz odrobinę romantyzmu wśród stokrotek :)
Ooo... sówka ma oko! Normalnie szok! ;)
Tutaj przy okazji widać najlepszego towarzysza zabaw mojej kochanej Córci w ostatnim czasie, tj. granatowe spodenki :D Zakłada sobie łobuz jedną nogawkę na nogę i już. Z początku trzymała po prostu gaciory w rękach, ale widać uznała, że wygodniej będzie mając obie dłonie wolne ;)
Moja, moja... Gdyby ktoś nie zauważył, sówka jest przytulana "lewym podbródkiem" ;)
Druga część sesji - w promieniach zachodzącego słońca.
I jeszcze oficjalne zgłoszenie do wyzwania:
Na tym blogu jeszcze tego nie robiłam, więc przypominam o moim candy :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jania
sobota, 6 maja 2017
Marta w obiektywie - tydzień 11 i 12
I znów zdjęcia Marty poszły poniekąd w odstawkę. Sama nie wiem jak się to dzieje ;)
11. Pierwszy dzień z okularkami. Poprzedniego dnia, po przywiezieniu ich od optyka, była istna histeria. NIE i koniec, nie założy ich. My już pełnie przerażenie, bo jak to tak? Okulista każe nosić, bo inaczej zabiegi potrzebne będą i inne niemiłe rzeczy. A tutaj niespodzianka. Kolejnego dnia ubieramy się na spacer, Marcie okulary na nos i nic, zero protestów :) Oczywiście bywa różnie z chęcią ich zakładania, czasem musimy trochę powalczyć i się udaje, czasem zakłada chętnie sama, a nieraz jest niestety stanowczy sprzeciw i wtedy musimy skapitulować bo co, nie powiążemy jej przecież... Ale ogólnie jest dobrze, a to najważniejsze :)
12. A tutaj znów mała ciekawska ogrodniczka. Wszystko jej się podoba u dziadków w ogrodzie, ale największą frajdę sprawia zabawa białymi kamyczkami. Czasem zdarzy jej się w zachwycie nawet skosztować jednego czy drugiego, ale strażnik matka czuwa!
Pozdrawiam serdecznie,
Janka
11. Pierwszy dzień z okularkami. Poprzedniego dnia, po przywiezieniu ich od optyka, była istna histeria. NIE i koniec, nie założy ich. My już pełnie przerażenie, bo jak to tak? Okulista każe nosić, bo inaczej zabiegi potrzebne będą i inne niemiłe rzeczy. A tutaj niespodzianka. Kolejnego dnia ubieramy się na spacer, Marcie okulary na nos i nic, zero protestów :) Oczywiście bywa różnie z chęcią ich zakładania, czasem musimy trochę powalczyć i się udaje, czasem zakłada chętnie sama, a nieraz jest niestety stanowczy sprzeciw i wtedy musimy skapitulować bo co, nie powiążemy jej przecież... Ale ogólnie jest dobrze, a to najważniejsze :)
12. A tutaj znów mała ciekawska ogrodniczka. Wszystko jej się podoba u dziadków w ogrodzie, ale największą frajdę sprawia zabawa białymi kamyczkami. Czasem zdarzy jej się w zachwycie nawet skosztować jednego czy drugiego, ale strażnik matka czuwa!
Pozdrawiam serdecznie,
Janka
Subskrybuj:
Posty (Atom)